sobota, 5 lipca 2008

Dzień 6

Dzień 6

Dla mnie zawsze jest to najtrudniejszy dzień... Zawsze jak się denerwuje czy boję to sam się odkręcam albo stosuje techniki podobne do medytacji (koncentracja na odechu i te sprawy). A dzisiaj mój największy przyjaciel czyli ja sam sobie jeszcze dopieprzam:) No, ale jak trzeba to trzeba....


Zacząłem się negatywnie nakręcać pół godziny przed ćwiczeniem, tak, żeby samo pierwsze podejście było już totalną męczarnią Chwilę pochodziłem, żeby jeszcze bardziej poczuć jak niewyobrażalnie trudne i pełne niebezpieczeństw zadanie zaraz wykonam: czyli podejdę do 30 kobiet i zapytam drogę do palmy (wwa).

Moje nastawienie było do dupy, miałem wizje, że żadna kobieta nawet się nie zatrzyma (z jakiegoś powodu jest to dla mnie najbardziej przerażająca opcja:).

Po kilku podejściach było beznadziejnie... Nawet jak dostawałem uśmiech to uznawałem, że to z litości itp. Naprawdę MEGA HARDKOR. Kilka razy zostałem totalnie zlany, ale głównie odpowiedzi były miłe (jakoś podejścia na ciotę powodują, że kobiety są milutkie:) Czułem się żałośnie, ale zrobiłem to zadanie.

Po ćwiczeniu robiłem afirmację, że "w każdym momencie mogę w sobie wzbudzić absurdalny strach" i to jest prawda, naprawdę to czuję

Jutro będzie dużo fajniej:)

Brak komentarzy: